Natalia Skarbek
17 września, 2014
Rozpoczął się sezon grypowy, w ostatnich tygodniach zarejestrowano ponad 40 tys. zachorowań na grypę i zakażenia grypopodobne – powiedziała we wtorek w Warszawie podczas debaty Flu Forum 2014 szefowa krajowego ośrodka ds. grypy prof. Lidia Brydak.
„Nie wiemy jeszcze, kiedy nastąpi szczyt zachorowań, bo tego nie sposób przewidzieć” – podkreśliła prof. Lidia Brydak. W minionym sezonie grypowym 2013/2014 przypadł on dopiero w marcu tego roku; rok wcześniej najwięcej zachorowań było w trzecim tygodniu stycznia, a w sezonie 2009/2010 – w grudniu 2009 r.
Specjalistka dodała, że wiadomo natomiast, jaki szczep wirusa grypy pojawił się w tym roku. Należy on do tej samej grupy tych drobnoustrojów, jakie atakują nas od 2009 r. Na ten szczep wirusa przygotowana jest również najnowsza szczepionka przeciwko grypie. Brydak namawiała, żeby się zaszczepić; podkreśliła, że jest to najskuteczniejsza ochrona przed grypą. „Ja się szczepię od 23 lat” – dodała.
Przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Oświaty Zdrowotnej Fundacji Haliny Osińskiej prof. Adam Antczak powiedział, że w tym roku o 200 tys. powinna się zwiększyć liczba Polaków, którzy zaszczepią się przeciwko grypie. W 2013 r. ze szczepień przeciwko grypie skorzystało ponad 1,4 mln naszych rodaków, tyle samo, co w 2012 r. (taką liczbę szczepionek wtedy sprzedano – przyp. PAP). W tym roku prawdopodobnie zaszczepi się 1,6 mln osób.
„W minionym sezonie grypowym udało się jedynie zahamować występujący od wielu lat spadek szczepień przeciwko grypie w Polsce” – podkreślił specjalista. Dotychczas najwięcej osób zaszczepiło się w 2005 r., gdy z tej możliwości skorzystało prawie 3 mln osób. Antczak dodał, że sam się szczepi od 13 lat.
Prof. Brydak przypomniała, że w poprzednich dwóch sezonach grypowych zaszczepiło się jedynie 3,7 proc. mieszkańców Polski, to kilkakrotnie mniejszy odsetek niż w wielu innych krajach Unii Europejskiej. „Szczególnie niskie jest wykorzystanie szczepionek przeciwko grypie wśród małych dzieci” – podkreśliła.
Z przedstawionych podczas debaty danych wynika, że w sezonie 2013/2014 zaszczepionych przeciwko grypie było zaledwie 1 proc. dzieci do czwartego roku życia, a do piętnastego – 1,67 proc. „Tak nie może być. Gdy zaczyna się sezon grypowy, w pierwszej kolejności należy szczepić dzieci, które często zakażają się w przedszkolu i szkole” – alarmowała prof. Brydak.
Uczestnicy debaty przypomnieli też nieracjonalne przekonania dotyczące szczepień przeciwko grypie.
Prof. Brydak powiedziała, że przez wiele lat pokutowało w naszym kraju przekonanie, że kobiety w ciąży nie powinny się szczepić przeciwko grypie. „To nieprawda. Jest tylko jedna szczepionka, która nie jest zalecana kobietom w ciąży, pozostałe mogą być przez nie stosowane, należy tylko skonsultować się lekarzem” – dodała.
Grzegorz Juszczyk z Konfederacji Pracodawców RP powiedział, że wśród wielu pracodawców powszechne jest przekonanie, że po zaszczepieniu się przeciwko grypie pracownicy częściej chorują. „Jest wręcz odwrotnie, szczepienia zmniejszają absencję chorobową z powodu grypy. Osoby, które po zaszczepieniu się zachorowały, musiały się zainfekować innym wirusem górnych dróg oddechowych. Takie zakażenia często jednak niesłusznie są kojarzone ze szczepionkami przeciwko grypie” – wyjaśniał.
Dodał, że w małych i średnich firmach pracodawcy na ogół nie refundują szczepionek przeciwko grypie swym pracowników. Większą świadomość potrzeby takiej profilaktyki wykazują szefowie większych przedsiębiorstw, ale nawet w nich przeciwko grypie szczepi się nie więcej niż 30-35 proc. pracowników. „To kilkakrotnie więcej niż w całej naszej populacji” – dodał.
Prof. Antczak podkreślił, że szczepionki opłacane przez pracodawcę powinny być wolne od podatku, który z tego tytułu muszą odprowadzić do skarbu państwa pracownicy. Powołał się na badania, z których wynika, że szczepienia przeciwko grypie zmniejszą koszty ponoszone przez budżet państwa związane z absencją chorobową.
Z wyliczeń firmy doradczej Ernst&Young przedstawionych podczas debaty wynika, że roczne koszty pośrednie zachorowań na grypę, gdy nie ma epidemii, sięgają w naszym kraju 900 mln zł. W razie wystąpienie epidemii mogą wzrosnąć nawet do 4,3 mld zł.